Michalius - 2012-05-20 00:04:02

Maerdaew Kiras podążała ledwo widocznymi ścieżkami, próbując oświetlić ją zaklęciami światła. Las wyglądał tak, jakby się ciągnął w nieskończoność. Długie, ciemne drzewa wykręcające gałęziami na różne strony, wyglądały niczym szpony jastrzębia.
- Teraz pewnie będą mnie szukać... Mam nadzieję że Lili się wszystkim zajmie. - pomyślała.
Wielki księżyc posyłał włócznie światła przebijające czarne liście, nieznacznie oświetlając ścieżkę.
W ciemnościach, pomiędzy drzewami, dostrzegła mały promień światła. Wygasiła promień światła wyczarowany z jej ręki i schowała się za drzewem. Zauważyła że to ognisko, a obok stał mały powóz z końmi. Była głodna, zmarznięta
i wahała się podejścia, bo nie widziała kto siedział przy ognisku w samym środku Czarnego Lasu.
Gdy podeszła trochę bliżej, nastąpiła na małą gałązkę która wywołała mały trzask. Szybko skryła się za drzewem. Niski mężczyzna. wstał i krzyknął:
- Kto tam jest?!
Niski człowiek nasłuchiwał jakikolwiek dźwięków lecz bez skutku, wzruszył ramionami i usiadł ponownie do ogniska.
Maerdaew lekko się wychyliła za drzewa by sprawdzić czy człowieczek mógłby się okazać większym zagrożeniem. Uznała że lepiej będzie jak go ominie, wykonała krok w tył i ktoś chwycił ją za ręce.
Maerdaew się wyrwała lecz została przyparta do drzewa. Spróbowała zobaczyć kto jest napastnikiem lecz było zbyt ciemno by dostrzec twarz. Wywołany hałas zwrócił uwagę niskiego mężczyzny, wstał i ruszył w stronę drzewa.
- Puść mnie! Natychmiast! Krzyknęła Maerdaew głosem który miał być stanowczy lecz wydał się bardziej piskliwy. Rozśmieszyło to napastnika.
- Do tego dojdziemy... Ale teraz powiedz mi kim jesteś co tu robisz? - Głoś był chrapliwy i nieco straszny.
- Jestem Maerdaew! Elfka Światła! teraz mnie puść!
Niski Człowieczek krzyknął zanim podszedł wystarczająco blisko by oświetlić napastnika.
- Co tym razem znalazłeś ciekawego?!
- Chodź i sam zobacz!
Niski Człowieczek podszedł bliżej, Pochodnia oświetliła twarz napastnika.
Elfką jękła. Jej oczom okazał się Darin, zwanymi też Mrocznymi Elfami. Był młody i szczupły. Miał ze metr osiemdziesiąt osiem wzrostu, długie biały włosy, przykrywające częściowo ramiona. Twarz miał smukła, kości policzkowe były wysoko uniesione, usta wykrzywiał lekki uśmiech. Mrocznych Elfów wyróżniało to od innych Elfów że mieli o wiele dłuższe uszy odstające do tyłu, i ciemną skórę, wśród innych Darinów skóra może być niemal czarna. Potem spojrzała na niskiego człowieczka. Był to krasnolud, ze metr pięćdziesiąt, krótkie czarne włosy i czarna broda sprawiały wrażenie że był starszy niż na to wygląda.
Maerdaew ponownie jękła, zaczęła się wyrywać z rąk Mrocznego Elfa. W tej chwili Mroczny Elf puścił jedną rękę elfki i wykonał ruch palcami przed jej twarzą. Pomiędzy palcami Mrocznego Elfa przebiegały fioletowe wstążki które prysnęły po chwili. Elfka straciła przytomność i runęła na ziemię.
- Super... Co zamierzasz z nią zrobić? - Spytał się krasnolud szturchając butem elfkę.
- Narazie nic. Może być kimś ważnym albo głupim skoro się tu zapuściła. Zazwyczaj świętoszkowate Elfy Światła nie lubią opuszczać swoich ziem. Zwiąż ją i wrzuć do powozu jutro się nią zajmiemy, akurat powinno przestać działać zaklęcie usypiające.




Bandyci

Słońce wzeszło nad horyzontem i powitało krasnoluda pomarańczowym blaskiem.
Mroczny Elf wcześnie wstał by pilnować Elfki leżącej na jednej z pryczy. czyścił swój miecz odwracając wzrok co jakiś czas by sprawdzić jak się miewa Elfka.
Zanosiło się na deszcz co dobrze nie wróżyło drogom i powozom przejeżdżających po nich.
Okolica była spokojna, żadnych zwierząt leśnych dookoła ani żywej duszy. Las wydawał się martwy, nawet ptaki gdzieś się skryły. Krasnolud nucił sobie krasnoludzki hymn wojenny do chwili aż nagle powóz się zatrzymuje.
Gdy Mroczny Elf zdał sobie sprawę z postoju chciał się dowiedzieć co poszło nie tak. Nie musiał sprawdzać bo krasnolud ubiegł jego wyjście z powozu krzykiem.
- Kurwa mać! bandytom się zachciało napadać!
Darin otwiera drzwi powozu z buta, rozgląda się i dostrzegł kilku bandytów w pobliżu. Wyczarował połyskujący czarny miecz i ruszył na jednego z bandytów.
Wziął zamach i uderzył z pełną siłą. Bandyta spróbował obronić się mieczem lecz ten się złamał i nie było już ratunku. Krew trysła na Darina a bandyta prawie rozdzielony wpół osunął się na ziemię. Drugi bandyta zachował zimną krew i zaszarżował na Mrocznego Elfa. Bandyta wziął zamach mieczem i rozgległ się szczęk oręża.Miecz Darina tak jak i bandyty spotkały się i nie chciały drgnąć. Rozpoczęła się walka sił, lecz Darin nie walczył fair. Oswobodził jedną rękę z rączki miecza i wyczarował plazmatyczną kulę która po chwili cisnął w podbrzusze bandyty. Kula wypaliła dziurę w bandycie na wylot, ten zmarł tuż po chwili.
Krasnolud też sobie nieźle radził zanim jeszcze Mroczny Elf zdążył zabić drugiego, Krasnolud kończył już z trzecim miażdżąc mu czaszkę swym młotem.
Maerdaew się zbudziła ze snu i wyjrzała przez okienko powozu co się dzieje.
Zza drzew wyszli następni, tym razem uzbrojeni w łuki.
- Zza powóz już! - Krzyknął Mroczny Elf po czym skoczył w bok omijając lecące strzały.
Krasnolud zrobił to samo. Po chwili obaj byli za powozem osłaniając się przed strzałami.
Konie były wystraszone i zerwały się z uprzęży i uciekły w głąb lasu.
- Widziałeś!? prawie mnie skurczybyki trafili. - Wydyszał Krasnolud.
- Lepiej się martw tym jak pojedziemy dalej bez koni.
- A może się pomartwimy tymi skurwielami z łukami co?
- Mhm... Zobacz jak się miewa nasz gość i weź tarczę Aktyńską.
- Ta która tak błyszczy?
- Tak ta. Ja trochę zajmę tych łuczników.
Sprawił że miecz przemienił się Tarczę Cieni, która pochłaniała każdy pocisk w czarną materię. Wyglądała jak czarny okrąg z latającymi smugami dookoła, zaś w środku była ciemna materia wyglądająca niczym żywe, czarne lustro.
- To czarnoksiężnik! - Krzyknął któryś z bandytów.
Krasnolud wszedł do powozu zepchnął Maerdaew z drogi i zebrał tarczę która była oparta o bok powozu.
- Hej! uważaj! - Skarżyła się Maerdaew.
Krasnolud wyskoczył z powozu i uklękł obok Mrocznego Elfa
- Masz tą tarczę?
- Mam!
- Użyj jej szybko!
Krasnolud wyszedł zza powozu trzymając wielką złocistą tarczę, która błysnęła złocistym światłem oślepiając bandytów.
W tej chwili Mroczny Elf wykonał ruch rękami i wszystkie strzały pochłonięte przez tarczę wystrzeliły w kierunku bandytów, zabijając dwóch spośród czterech.
Dwaj pozostali bandyci skryli się za drzewami w ostatniej chwili.
- Szefie teraz! - Wrzasnął bandyta.
W tej chwili Mroczny Elf runął na ziemię a Origrin gdy się odwrócił, zdążył zobaczyć tylko but zmierzający w jego stronę. Niebo wyszło mu na powitanie...

Krasnolud odzyskał przytomność, lecz obraz miał rozmazany. Widział dwie sylwetki mężczyzn opierających się o powóz i paląc Elfie Ziele.
Jeden z bandytów się zakrztusił i zaczął kaszleć.
- Mocny towar co nie? - Powiedział drugi po czym zaczął się śmiać.
Krasnolud właśnie zdał sobie sprawę, że jest sponiewierany przez więzy wraz z Mrocznym Elfem i Maerdaew.
- Michalius... żyjesz?
- Siedź cicho i nic nie rób - Wyszeptał Mroczny Elf.
- Co?!
- Szefie jeden się przebudził! - Wrzasnął jeden z bandytów.
Zza drzewa wyłonił się Człowiek, bogato odziany z długim wąsem i srebrną szablą, prawdopodobnie Herszt Bandy.
- Witajcie! co my tu mamy... Krasnoluda, Elfkę Światła - przystawia szablę do gardła Maerdaew, którą powoli osuwał w dół.
Po chwili jego uwagę zwrócił Michalius.
- Ooooo! Mroczny Elf! a to ci ciekawe...
Obudzić ich! jazda!
Po tym rozkazie bandyci przynieśli wiadro wody i wylali je na więźniów.
Maerdaew odrazu się ocknęła nie wiedząc co się stało, zaś Michalius się w ogóle nie poruszył.
Ała... moja głowa... Gdzie ja jestem? - Wymamrotała Maerdaew
- Cisza! teraz ja tu mówię! Ale gdzie moje maniery? Nazywam się Vilmir, Jonas Vilmir. ale możecie mi mówić Vil.
- Wy bandyci! jesteście wszyscy tacy sami! same szuje! - pogardliwie wykrzykuje Krasnolud.
- Cicho krasnoludek!
Hmmmm co ja zwami tutaj mam zrobić?
- Szefie mamy jakieś pudełko! Bogato zdobione! - mówi jeden z bandytów wychodzących z powozu.
- Pokaż mi je..

W czasie gdy Herszt był zajęty rozmawianiem z bandytą. Michalius zaś przygotował zaklęcie ognia to przepalenia więzów.
- Origrin... Zrób aferę. - Wyszeptał Michalius.
- Dobra!
Hej może podejdź tu bliżej żebym mógł widzieć twoją paskudną twarz?! - Krzyczy Origrin
Herszt się odwraca w stronę Origrina.
- Coś ty powiedział?!
- Co ty robisz? - zaszeptała Maerdaew
Herszt podszedł do Origrina i chwyta za podbródek.
- Powiedz to jeszcze raz!
- Z przyjemnością!
Michalius przepala więzy, i rzuca się na Vilmira. Próbował sięgnąć po szablę ale bez skutku, Vilmir się opierał jak nikt inny.
W tej chwili Maerdaew chwyciła kołczan od martwego bandyty i łuk. Powstała i napięła łuk tak mocno, że jak wypuściła strzałę to przebiła bandytę na wylot.
- Złaź ze mnie skurwysynu! - Krzyknął Vilmir i wziął kamień który leżał obok i ugodził nim Michaliusa.
Vilmir powstał i zamierzał zadać ostateczny cios swą szablą gdy nagle... Bum! strzała wypuszczona z łuku Maerdaew znalazła swe miejsce w czaszce Vilmira.
Upadł... a jego szabla upadła tuż przed Michaliusem wbijając się w ziemie.
- No to byłoby na tyle... zostało jeszcze dwóch... - Powiedział Origrin patrząc na dwóch bandytów którzy byli w stanie nie trzeźwym.
Origrin się z nimi ,,rozprawił'' bez żadnego problemu. idioci byli łatwym celem jak to powiedział.
Gdy wszyscy bandyci byli martwi, Michalius wstał i otrzepał swój płaszcz z kurzu. A po chwili zaczął przeszukiwać ciało Vilmira, znalazł parę srebrników lecz nic poza tym.
- Zaopiekuje się twoją bronią - Powiedział Michalius wyciągając miecz z ziemi.
Gdy Michalius chwycił za rączkę miecza Maerdaew powoli się oddalała.
- A ty gdzie?! - Michalius się odwrócił i wystrzelił z palców niebieskie plącze, które owinęło się dookoła nóg Maerdaew, ta upadła na ziemię.
- Puść mnie! - Krzykła Maerdaew próbując zerwać magiczne plącze z nóg.
- Uspokój się! nic ci nie zrobię. Chyba że będziesz się zachowywała tak jak teraz.
- Jesteś Darinem! skąd mam wiedzieć czy mogę ci ufać?!
Michalius westchnął, chwilę pomyślał i klasnął w ręce. Plącza z nóg Maerdaew opadły i roztopiły się.
- Dobrze... możesz sobie już iść.
- Co? od tak sobie mnie puszczasz?
- A czemu nie? nie wydajesz się zbyt groźna ani przydatna.
- Kto ja? O nie... Jestem Maerdaew Kiras! najlepsza łuczniczka wśród mego ludu!
- Skoro jesteś taka ważna i w ogóle to co robisz w tym lesie?
- Ja... Nie muszę ci niczego mówić!
- Skoro tak to żegnaj. Origrin! Pakuj do plecaka to co najważniejsze, będziemy musieli iść z buta!
- Jak ja tego nienawidzę!
- Stałeś się za wygodny Origrin, nie ma bata trzeba se radzić.
- Hej! a ja to co? - Zaskarżyła się Maerdaew.
- Jak już mówiłem możesz sobie iść.
- Zostawicie mnie tu samą?
- A co nas to obchodzi? - Warknął Origrin.
- Dobra... To może tak... Mam złoto.
- No teraz wypowiedziała magiczne słowo! - Powiedział Origrin.
- Jesteśnie najemnikami? To może dam wam 50 srebrników za doprowadzenie mnie do jakiegoś miasta?
- Zgoda!- Krzyknął Michalius zaś po chwili na jego twarzy można było dostrzec uśmiech.




Rozdział 2. W drodze do Adur-Xle



Po kilkunastu minutach ekwipunek został spakowany, i byli gotowy ruszać w drogę.
Zaczął padać deszcz i zbierały się chmury na północy. Słońca praktycznie nie było widać. Było pochmurno i zimno.
Maerdaew trzymała się z tyłu  Origrin zaszeptał do Michaliusa:
- Mam nadzieje że przez nią nie będziemy mieli kłopotów.
- Ja też, ale 50 srebrników samo się w kieszeni nie znajdzie.
- Oby zapłaciła, bo jak nie to rozwale ten jej świętoszkowaty łeb.
Michalius i Origrin odwrócili wzrok za siebie by sprawdzić czy Maerdaew ich podsłuchuje lecz tylko zmarszczyła czoło i unioła jedną brew.
Po godzinie Maerdaew dogoniła Michaliusa i się spytała:
- Dokąd tak dokładnie zmierzamy?
- Do Adur-Xle. Miasteczko zajmujące się głównie handlem. Mam zlecenie dostarczyć tam pewną przesyłkę.
- Zatem jesteście chłopcami na posy6łki?
Michaliusa uraziło to stwierdzenie lecz nie ukazał tego.
- Osobiście wolę określenie najemnik.
- Mhm. wiesz co jest w tej przesyłce?
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale nie za to mi płacą.
- Nie było wam żal zostawiać całego powozu?
- Powiedzmy... Że był prawie za darmo.
- To znaczy?
Nagle rozmowę przerwał Origrin krzycząć że znalazł idealne miejsce na postój.
- Dokończymy później naszą rozmowę.
Gdy ruszyli w dalszą drogę, Maerdaew zapomniała o rozmowie i już do niej nie wróciła.
Podróż trwała prawie szesnaście godzin, z czego mieli tylko cztery postoje.
Gdy nareszcie doszli do celu, przed bramą otacza ich banda żebraków, większość z nich to były gobliny.
- Proszę was, wspomóżcie nas choćby miedziakiem?
- Tak prosimy... - słychać drugiego goblina.
Orgirin zastanawiał się chwilę i powiedział:
- Macie tu miedziaka i spadać.
Niziołki uradowane miedziakiem zwróciły się do Maerdaew:
- A piękna Elfka nas wspomoże w trudnej chwili?
- Nie. - odpowiedział szybko za nią Origrin. - Dostaliście już miedziaka, a teraz spadać.
- Aaa pan? może nas wspomoże? - Zwrócili się do Michaliusa stojącego obok Origrina.
Michalius chwyta za rączke miecza Vilmira lekko go wysuwając z pochwy.
- On chce nas zabić! - krzyczą gobliny które po chwili zaczęły uciekać.
Gdy uciekali słychać było obelgi o ,,Bydlackich Przybyszach Z Elfich Ziem''
Michalius się zaśmiał, Origrin klepnął go w ramię na znak,, dobrej wykonanej roboty'' zaś Maerdaew się to nie spodobało.
Wejście do miasta było podzielone na dwie bramy, jedna która była otwarta prawie zawsze i drugą główna do miasta. Pierwsza brama stanowiła tylko i wyłacznie do zatrzymania wroga podczas bitwy, zaś druga była bardziej oparta na defensywie.
Poszli dalej, aż do głównej bramy przy której stali dwaj strażnicy. Ludzie.
- Ej ty tam! jak jesteś tu żeby robić zadymę to zbastuj, mamy już tutaj jednego - Mówi jeden z strażników.
- Co macie na myśli? - Zapytał się Michalius.
- Gościmy tu już jednego Darina, same problemy z nim mamy. Wiecie jak to nuży jak was ciągle ludzie wzywają by kogoś uspokajać? - Głos strażnika wydawał się łamliwy, tak jak by miał płakać za chwilę.
- Nie narzekaj. Lepsze to niż badanie tej całej sprawy z zaginięciami. - Odpowiedział drugi ze strażników.
- Jakie zaginięcia? - Zapytała dociekliwie Maerdaew.
- Oj przepraszam... to sprawa straży nikogo więcej. Czasami za dużo gadamy, tak czy inaczej witajcie w Adur-Xle.
Po przekroczeniu bramy dotarli do centrum miasta postanowili zatrzymać się w pobliskiej karczmie by odpocząc po całodniowym marszem. Gdy byli u drzwi karczmy przez okno wyleciał pewien człowiek, wyglądało na to że w środku była bójka.

Gdy weszli do karczmy zauważają pijanego Mrocznego Elfa ledwo stojącego na nogach który trzymie rozbitą butelkę w ręku.
- Nie dostaniciee mojej flachy! wy pas...kłudy jedne - Mamrota Darin.
- Brać go! - Krzyczy tłum poczym wyrzucili elfa za drzwi karczmy.
Pijany Elf upadł na Maerdaew, ledwo zdawając sobie sprawę z tego co się dzieje...
- Przepraszam miłą  paniąąąą...- Zaczeła go brać czkawka. Może zechciałaby panienka...- Zaczął bełkotać niezrozumiale.
- Złaź z niej - powiedział agresywnie Orgirin, lecz nie doczekując się reakcji, zepchnął Elfa z Maerdaew.
- Dzięki. Prawie mnie udusił.
Maerdaew uśmiechnęła się. I pomyślała, że może Origrin nie jest zawsze takim chamem, jak dotąd uważała.
- Ozzis, to ty?
- A kto pyta? Michalius?... Ah! pamiętam! ty skurczybyłku! Co cię sprowadza?
- O to samo mógłbym spytać ciebie.
- Zaraz, zaraz.. ty go znasz? - Pyta się Origrin dociekliwie.
- Tak. - Michalius zwrócił się do Origrina. Widzę Ozzis że próbójesz nie wyjść z wprawy.
- No a jak? chciałem oblać... pewną rzecz.
Ozzis zaczął przypatrywać się Maerdaew  i mówi:
- Ja Cię już gdzieś chyba widziałem...ale nie ważne.  Cholera! napewno się pakujesz w kłopoty! uwielbiam to!
- W karczmie zostaniemy na noc.
- Ah... to komplikuje sprawy już mnie tam nie chcą! skurwysyny jedne! - Ozzis krzyknął w stronę drzwi karczmy.
- W takim razie idź wytreźwiej, jutro pogadamy. Bo narazie widze Mrocznego Elfa który jest najebany jak dziki ork. A nie prawdziwego zabójcę.
Origrin przypatruje się Ozzisowi i mówi:
- Ja bym go nie brał, bo widzę, że tylko nachlać się umie. Ale skoro to twój kolega...
- Daj spokój krasnal! jam jest zacny Ozzis. - Zachwiał się przez chwilę, lecz szybko odzyskał równowagę. Zatem idę do swego łoża które jest... - Ozzis obrócił się w stronę centrum miasta, wskazał palcem w stronę wychodka a póżniej spowrotem w stronę centrum. O! właśnie tam jest! - Ozzis odszedł chwiejnym krokiem
- No to nic, trzeba wynająć pokój. - Mruknął Michalius poczym westchnął i uchylił drzwiczki od karczmy.
Gdy weszli do środka karczmy, zastali ją w bałaganie po Ozzisie.
- Ale burdel... Origrin, wybierz jakiś pokój - Michalius rzuca Origrinowi sakiewkę złota. Ja muszę się napić, no chyba że też chcecie? - Najwyraźniej Maerdaew nie była zachwycona pomysłem  picia alkoholu wraz z Mrocznym Elfem. Jedną Jurmę - Krzyczy do barmana podnosząc jednocześnie rękę.
- Jesteś tu by sprawiać problemy tak jak tamten? Widziałem że się znaliście - Barman otwiera Jurmę i z dziwnym grymasem spogląda na Michaliusa.
- A co cię to obchodzi? - Michalius spojrzał na barmana tak jakby chciał go uderzyć.
- Dobra, uspokój się stary... - Barman odszedł od lady i zajął się resztą gości.
- Mam nadzieję.
Origrin wyjmuje jedną monetę z sakiewki podchodzi do baru i krzyczy do barmana:
- To, co tamten.
Odwraca się do Michaliusa i mówi:
- O co poszło?
- Najwyraźniej coś mu nie odpowiadało... a gdzie jest Maerdaew?
- Może poszła spać? Mieliśmy długą drogę a ona nie musi być wytrzymała jak my. - Odpowiedział mu Origrin.
- Hmmm coś za bardzo nie była przemęczona... nieważne Barman! jeszcze jedną Jurmę!
Cała karczma została posprzątana w zaledwie kilka minut a Michalius i Origrin nadal pili Jurmę.

Zamach

Michalius oparł się o ladę plecami spoglądając na bawiący się tłum.
Przy jednej ze ścian byli łowcy rzucający nożami w białą tarczę. Obok zaś przyglądały im się Elfki uśmiechając się i chichocząc co jakiś czas.
Po drugiej stronie były schody na górę gdzie były pokoje do wynajęcia, a obok schodów była grupka muzyczna która grała wolną melodię i towarzyszący im grupka pijanych krasnoludów, które śpiewały do melodii która grali.

W ich strone zmierzał Origrin który potykał się co chwilę.
- Chodźta tu! wy moje chłopy! - krzyczy Origrin do krasnoludów.
Widać było po chwili że się dogadali. Origrin chwiał się pomiędzy krasnoludami trzymająć w ręce butelkę Jurmy i śpiewając razem z nimi.
Michalius na cały ten widok zaczął się cicho śmiać i sobie pomyślał:
- Mam nadzieję że Origrin nie zrobi czegoś głupiego...
Po czym wstał i poszedł w strone schodów.

Michalius przebijał się przez tłum próbójąc dojść do schodów i do swego pokoju.
Muzyka grała głośno, ludzie krzyczeli i śmiali się, a Michalius poczuł jakby coś go ukuło w lewe ramię.
Michalius ociera prawą ręką ramię drapiąc się. Gdy odchylił ręke zobaczył że na ręcę ma krew, spojrzał na ramię i dostrzegł dużą plamę krwi na jego rękawie.
- Co do cholery? - pomyślał.
W oczach wszystko stawało mu się ciemne a dzwięk był przygłuszony, z ostatnich resztek sił przebijał się agresywnie przez tłum by jak najszybciej dotrzeć do schodów.
Po drodze natrafił na stół na który wpadł przewracając wszystko co na nim się znajdowało.
Michalius leżał na ziemi a tłum zebrał się w koło by zobaczyć co się dzieje.
Origrin zobaczył co się stało i podbiegł do Michaliusa, klęcząc na ziemi próbował ocucić Michaliusa.
Michaliusowi zdawało się że wszystko stało się wolne i nawet nie zauważył obecności Origrina obok niego.
Wpatrująć się w tłum zauważył ciemną postać, odzianą w ciemny płaszcz z kapturem trzymającą mały sztylet, który po chwili schował do kieszeni i wycofał się z tłumu.
- Stary co ci jest?! - krzyczy Origrin.
W karczmie stała się zamieszanie muzyka ucichła a z pokoju wyszła Maerdaew.
- Co się stało?!
- Dawaj tu! przydasz się!
Maerdaew była lekko zdezorientowana i nie wiedziała co zrobić.
- No chodź tu! - krzyczy Origrin.
- Już idę!
Maerdaew zbiegła po schodach i uklękła.
- Co mu się stało!? - krzyczy patrząc na nieruchomego Michaliusa.
- Skąd mam wiedzieć?! na ramienia ma krew!
Maerdaew rozcina materiał małym nożem który leżał na podłodze.
- Rana nie jest głęboko z pewnością to trucizna.
- No to na co czekasz?! ulecz go!
Michalius zaczął kaszleć i bladnąć.
Maerdaew podtrzymała mu głowę ręką i powiedziała:
- Leż spokojnie to mniej będzie bolało.
Maerdaew dotyka ranę swoją dłonia która zaczyna świecić jasnym błękitnym blaskiem.
Michalius traci przytomność.
- Już!
- Co już?! jest nieprzytomny!
- Nie mogłam nic więcej poradzić! ważne że przeżyje.
Origrin zrywa się i krzyczy do tłumu:
- Kto go do cholery tak urządził?! co?!

Tłum milczał a na miejsce przybyli dwaj strażnicy.
- No a mówiłem mu żeby nie robił rozruby!... ci nowi - dodał.
- Zamknij się! ktoś go otruł! - Krzyczy Origrin agresywnie do strażnika.
- Dobra! dobra! to weźcie coś z nim zróbcie! jutro się tym zajmiemy.
- Oby! - dodała Maerdaew.
Maerdaew i Origrin nieśli po schodach Michaliusa do jego pokoju. A strażnicy byli na dole przepytując każdego czy coś widział.
- Kurna... ale on ciężki - mówi Maerdaew.
- To przypakuj troche!
Zapadła cisza przez krótką chwilę.
- Ta... już nas próbowano zabić dwa razy.
Myślę że chodzi tutaj o tą przesyłkę coś w niej musi być wartościowego.
- Szkoda że nie można go otworzyć...
- Dobra to tutaj!
Maerdaew i Origrin kładą Michaliusa na ziemi i otwierają drzwi do pokoju.
- No dobra połóżmy go tutaj.
Kładą Michaliusa na łóżku.
- Zostań tu z nim, ja będę pilnować wejścia. - mówi Origrin.
- Dobra.
Przez całą noc nic się już nie wydarzyło Origrin zasnął na stołku opierając się o drzwi a Maerdaew medytowała.
Wszyscy w karczmie rozeszli się a Strażnicy powrócili do swoich obowiązków.

Rozdział 3. Sklep Sevila

Origrin budzi się a przy nim stoi banda dzieciaków obcinająca mu brodę śmiejąc się.
- Co wy do kurwy nędzy rob...- Origrin upadł ze stołka na którym siedział i wymachuje ręką żeby spłoszyć dzieciaków. Jak ja nienawidzę dzieci.
Maerdaew otwiera drzwi i widzi Origrina podnoszącego się z podłogi.
- I jak ci się spało? - Zaśmiała się.
- Wygodnie, miękko i przyjemnie...
A co tam u Mrocznego Pana?
- Dalej śpi. Trucizna omal go nie zabiła.
- Za dużo razem przeszliśmy żeby go zabiła jakaś trucizna.
- Ano właśnie... jak się poznaliście?
- Ehhh... całkiem normalnie... wynajmowano najemników by pozbyć się dwóch złodziejaszków z miasta. Zatrudniłem się.
Michalius wydawał mi się podejrzany i przez chwilę myślałem że to on jest złodziejem. Pognałem za nim aż do ich kryjówki.
Gdy wszedłem już go tam zastałem w boju, napieprzał zaklęciami jak szalony. Ci złodzieje byli szybcy, lecz biegli w moją stronę co im nie wyszło na dobre.
Zgadaliśmy się i wzieliśmy nagrodę po połowie. Uznaliśmy że w grupie będzie raźniej.
- I to wszystko?
- Tak.
- Hmmm, nie zbyt to długa historią. Póki co nie mam pytań.
- I dobrze bo nie chce mi się dalej odpowiadać.
Po krótkiej ciszy Michalius zaczął się budzić.
- Co do... co się stało - Pyta się Michalius trzymając się za głowę.
- Ktoś cię otruł - Odpowiada Maerdaew.
- Myślałem się że się mi kopniesz w kalendarz...
- O mnie się nie bój...
Michalius spojrzał na Origrina i zauważył że ma przycięta brodę. Kłopoty przy goleniu? - Zaśmiał się, zaś Origrin oparł się o ścianę.
- Fajnie że wpół trup ma poczucie humoru ale sprawa się robi poważna...
- Właśnie... jak byś mi powiedział wcześniej że każdy chce was zabić to bym sobie darowała podróż z wami...
- To był twój wybór.
- I oto mi dziękujesz za uratowanie życia. Słuchaj przemyślałam sobie jedną rzecz.
- Jaką?
- Chcę podróżować z wami.
Michalius i Origrin rozszerzyli oczy, a nawet ledwo otwarli usta z wrażenia.
No co? Pomyślałam o wszystkim! Jestem Elfką Światła, mam wrodzone umiejętności lecznicze, jestem mistrzynią łucznictwa w mym ludzie. A wy nie dacie sobie rady bez lekarza. W tym mieście nie wiele zrobię, nie będę pracować jako sklepikarka. - Maerdaew zaczeła się przechadzać po pokoju i gestykulować.
Zatem wyruszam z wami, bo chę zostać najemniczką Maerdaew, chcę poznać trochę świata, chcę emocji. A poza tym właśnie ci uratowałam życie i winnyś mi przysługę.
- Wspaniały monolog, ale uważam że zwariowałaś. - Rzekł Origrin poklaskując przy tym.
- Zobaczycie że nie pożałujecie! a z drugiej strony Mroczny Elf nie jest do końca wyzdrowiony...
Usunęłam większość trucizny lecz dużo nei minie zanim znów się źle poczuje. Będzie to trzeba kurować przez następne pare dni. Więc jesteście skazani na mnie. Zatem będę musiała kupić specjalne składniki, a nie są tanie. Więc te 50 srebrników wydam na składniki do maści leczniczej, zamiast wam je oddawać.
- Co ty bredzisz?
- Nie... ona ma racje. Czuję jak te świństwo we mnie krąży... Zatem Maer-coś tam, zgadzam się.
- Nazywam się Maerdaew!
- Jeden i ten sam ork...
Michalius wstaje z łóżka spogląda na swe ramię i wkłada swój płaszcz.
- Dobra chodźmy odnieść naszą przesyłkę.
- Prowadź.

Michalius, Maerdaew i Origrin wychodzą z karczmy a przy drzwiach czekał na nich Ozzis.
Tym razem było Widać że Darin zadbał o swój wygląd. Jego krótkie czarne włosy były postawione na żel bungo. Jego twarz ozdabiał uśmiech godny chytrego bandyty i prawą dłonią masował swą kozią bródkę.
- Niezłą scenę odstawiłeś wczoraj. - Powiedział na powitanie Ozzis.
- Jurma, muzyka i trucizna... Nic wielkiego. - Odpowiedział Michalius.
- Właśnie widzę...
- No nie wiem Michalius... On jest jakiś dziwny. - Mówi Origrin.
- Znam go. Jest w porządku.
- I upada na kobiety przy okazji? - Wtrąciła się Maerdaew.
- Och bardzo panią za to przepraszam. - Ozzis chwyta dłoń Maerdaew i pocałował ją.
Wybaczy mi pani.?
Maerdaew była zaskoczona manierami... Mrocznego Elfa, to już był drugi Darin który zachowywał się jak przystało. Ozzis puścił jej rękę. Lecz nie doczekał się odpowiedzi.
- Dobra! Przestańmy się w końcu opieprzać! - Krzyczy Origrin i odpycha Ozzisa ze swej drogi.
- Powinieneś nauczyć moresu tego krasnala. - Mruknął Ozzis do Michaliusa.
- On już taki jest. Ale przynajmniej będzie jak za dawnych lat.
- Oby, nic nie robię od ponad roku.
Michalius, Maerdaew i Ozzis ruszyli w stronę Dzielnicy Targowej Adur-Xle, Origrin był paręnaście metrów przed nimi.
Wędrówka trwała zaledwie kilkanaście minut, lecz w końcu dotarli na miejsce.
- No! jesteśmy na miejscu! - Krzyczy Origrin uśmiechając się.
- W końcu, ale co to za smród? - Zapytał się Michalius.
- Nieopodal miasta jest śmietnisko i jakaś spalarnia, stąd ten smród. - Odpowiada Ozzis.
- Pięknie, te miasto coraz bardziej mi się podoba. - Mruknął sarkastycznie Michalius.
- Słuchajcie skoro już jesteśmy na targu i w ogóle, to ja pójdę poszukać ziół na twoje ramię. - Zwróciła się Maerdaew do Michaliusa, po czym sprawdziła zawartość swojej sakiewki i odeszła w stronę targowiska z wyrobami leczniczymi.
Gdy dotarli pod sklep do którego mieli dostarczyć przesyłkę usłyszeli rozmowę.
- Nie martw się, jak będziesz współpracował do może wyjdzie ci to na korzyść.
Michalius, Origrin i Ozzis weszli do sklepu i zobaczyli Człowieka i stojącego obok mężczyzny ubranego w dziwaczny strój i białą maskę z czerwonymi wzorami na niej, była podobna po formie do czaszki.
Człowiek, odskakuje od mężczyzny w płaszczu jak oparzony na widok przybyszów. Mężczyzna w czarnym stroju, jak gdyby nigdy nic, kontynuuje głośniej:
- Jak nie to nie. Mam czas. Poczekam jeszcze parę dni.
Po tych słowach wyszedł a w tym czasie Michalius oddawał paczkę i brał zapłatę.
- Dobra mamy kasę, idziemy.
- Przepraszam! Odezwał się Sevil.
Nazywam się Sevil, jesteście najemnikami?
- Jak płacisz. To tak. - Odezwał się Ozzis.
- Posłuchajcie... ja osobiście nic nie mogę powiedzieć, ale idźcie do kwatery Mondrela. Jest Kapitanem Straży poszukuje Najemników do zbadania pewnej sprawy...
- Może się tym zajmiemy, jeśli dobrze płacą. A teraz pozwól że się spytam, co było w tym pudle? próbowano mnie zabić przez nie.
- Nie mam zielonego pojęcia. Ten Facet prosił o wysłanie pewnego listu i oczekiwać na przesyłkę. Dajcie mi już spokój bo się to źle skończy!
- Dobrze... - ,,Coś tu się dzieje bardzo dziwnego'' Pomyśłał Michalius.

Michalius, Ozzis i Origrin wychodzą ze sklepu i spotykają pewnego mnicha, i wyglądało na to że chce z porozmawiać. Nie była widać jego twarzy, jego wielki brązowy kaptur zasłaniał większą część twarzy.
- Witam panów czy mogę...
- Czego chcesz?! - przerwał mu Michalius
- Chciałem tylko...
- Do rzeczy! - znowu mu przerwał Michalius
Michalius bardzo nie lubił mnichów ani innych uduchowionych bo uważał że zwykłe modlenie się i śpiewanie do bogów nic nie daję.
Żeby coś osiągnąć trzeba to zrobić samemu, a nie czekać aż ktoś nam to ześle z góry lub z dołu...
- Chcę wam powiedzieć żebyście nie wtykali swoje nosy w cudze sprawy. Najlepiej jak stąd odejdziecie.
- Grozisz nam? Spytał się pogardliwie Origrin.
- Co z tego będziemy mieli? - Wtrącił się Ozzis
- Może złoto wam przemówi do rozumu?
- Teraz zaczął gadać z sensem!
- A więc dobrze... zapłacę wam po 300 srebrników na głowę. Macie Dwa dni żeby stąd odejść. I nawet nie próbójcie iść do Kapitana Mondrela.
- Zgoda. - odpowiada Michalius i bierze zapłatę.
Mnich odszedł w ciemny zaułek i zniknął pomiędzy beczkami towarowymi.
- Ale i tak pójdziemy do Kapitana z tym?
- Oczywiście! nie puszczę płazem tego że ktoś chciał mnie zabić. A idiota właśnie dał nam 300 srebrników na głowę.
- To co teraz robimy? to nocy jeszcze dużo czasu, a ja nie lubię siedzieć bezczynnie... - Mówi Origrin
- Ja raz musiałem siedzieć na dachu pewnego budynku piętnaście godzin tylko po to żeby zabić swój cel. - Odpowiada Ozzis.
- Bo ty miałeś do dupy zawód, skrytobójca? na kij on komu? sprawy powinno się załatwiać własnoręcznie a nie wynajmować przydupasów. - Śmieje się Origrin.
- Po to żeby zabijać małych krasnoludków bo za bardzo pyskują innym. - Odpowiada Ozzis.
- Cicho! nie kłócić mi się tu. Im szybciej dojdziemy do siedziby straży tym lepiej. Chodźmy się spotkać z tym całym Mondrelem.


Kapitan Mondrel

Michalius wszedł do siedziby straży miejskiej niedźwiedzim krokiem i zastał kapitana za stertą papierów. Poszukiwał jakiś notatek, przeklinał swój los i gdy zauważył że ma gości, wstał otrzepał się i usiadł na krześle.
- Dobra streszczać się! nie mam czasu, szef chce pewne dokumenty a ja je gdzieś zgubiłem. - zaczął sprawdzać wszystkie szuflady w biurku. Nawet nie przyjrzał się Michaliusowi ani reszcie.
- Słuchaj ktoś chciał mnie zabić zeszłej nocy, i podobno szukasz najemników.
- Co ja? oj nie, nie, nie ja nie szukam najemników od czego jest straż miejska!?
Myślicie że się opieprzamy? - Wykrzyczał spod biurka.
- Sklepikarz Sevil powiedział że jednak pan szuka. - Mruknął Origrin.
Kapitan nagle zamarł w bez ruchu.- Zatem Sevil was przysłał?
- Tak.
- Zatem szukam najemników! - Wyskoczył za biurka tak jakby się czymś oparzył. Poprawił se włosy i podał rękę Michaliusowi przez biurko.
- Szef ciągle przysyła jakiś gnojków co węszą, a ja nie mogę się zajmować wszystkim! Wiecie jak to jest?
Michalius chciał odpowiedzieć na pytanie lecz Kapitan mu przerwał.
Zatem tak w streszczeniu. Znikają ludzie! nikt nie wie co i jak. Cywile niskiego stanu, w szczególności kobiety. Co jakiś najemnik przybędzie do miasta wyjeżdża po kilku dniach.
- Właśnie jakiś mnich nas zaczepił i ofiarował nam 300 srebrników na głowę za wyjazd z miasta.
- Co? nie ma tu mnichów! widziałeś tu jakiś kościół?! Zaraz... chyba że... - Mondrel odskoczył w tył i otwarł jakąś szafkę i przeglądał papiery. Po chwili wyciągnął jakąś kopertę i wyciągnął z niej raport.
- Mieliśmy już taki przypadek. Jeden z naszych nam doniósł że pewien gość przebrany za mnicha węszył tu i tam. Niby proste nie ma w mieście kościołów więc mnicha łatwo spotkać. - Zaśmiał się.
Ale nigdy go nie zobaczyliśmy.
- Ale wracając do tych porwań masz coś co by mogło nam pomóc?
- Ah tak, tak. Słuchajcie... Ludzie nalegali żebym posłał list z prośbą o posiłki od tych z góry. Przybyli tu jacyś goście w granatowych sukniach i szwendali się tu i tam. Następnego dnia znikneli! a tydzień później znaleźliśmy ich martwych!
Ludność w mieście o niczym nie wiedziała. Sprawa poszła do senatu. Ci mi kazali siedzieć cicho i nawet nie próbować nikogo najmować. Sprawa ta miała miejsce jakiś miesiąc temu. Od tamtego czasu porwano następnych dwunastu. Ludzie mogą zacząć się buntować jak nie zacznę działać! - Mondrel zaczał się trząść tak jakby się czegoś obawiał. Chodził po całym pokoju energicznie gestykulując i próbował dopatrzyć się dokumentu którego poszukuje.
- Zatem rozumiem że mamy się tym zająć po cichu? - Spytał się Ozzis.
- Oczywiście. Nie było was tu, nie było tej rozmowy. Sądzę że w mieście grasuje jakaś banda szajbusów. Może sekta czy coś nei obchodzi mnie to! Wszyscy porwani znikali mniej więcej w pobliżu wysypiska śmieci. Zacznijcie tam szukać. Zapłacę wam po jednym smoku na głowę.
- Jedna z nas jest tutaj aktualnie nie obecna więc proszę się liczyć z większą sumą. - Mruknął Michalius.
- Pieniądze to nie problem! macie to załatwić po cichu. Jeśli się czegoś dowiem kogoś wyśle by wam to powiedział dyskretnie. - Mondrel się oparł o biurko.
- Zatem na nas już czas.
- Owszem! - Mondrel spojrzał na swoją dłoń, która się opierał podniósł papier spod niej i krzyknął:
- Mam cię cholerny raporcie! - Pocałował skrawek papieru i zasiadł z powrotem przy swoim biurku.
Michalius, Ozzis i Origrin wyszli z siedziby i udali się na targowisko, by poszukać Maerdaew.

Rozdział 4.  Jeszcze więcej zakupów?

Maerdaew wyszła na przeciw Michaliusowi z wielką torbą wypakowaną różnymi dziwnymi przedmiotami.
- No to prawie wszystko co było mi potrzebne. - Maerdaew upuściła torbę, zdawało się że była naprawdę ciężka. Nie mogę tego tak wszystkiego taszczyć, najmij jakieś mieszkanie. Muszę gdzieś przygotować wszystkie maści i inne. Jak znajdziesz jakiś lokal to spotkajmy się koło tego śmietniska, gdzieś tak, koło... ósmej?
- Zgoda, to spotkamy się o ósmej.
Masz weż tą torbę ze sobą, a ja pójdę jeszcze coś dokupić! na wystawie widziałam niesamowite rzeczy! - Maerdaew oddaliła się w stronę targowiska szybkim krokiem. Michalius spojrzał na torbę pełnej zakupów, podniósł ją i zarzucił na ramię.
- Cholera... ciężka.... - Zaskarżył się Michalius spogladając na Ozzisa.
- Stary, dlatego żadnej dziewczyny nie noszę ze sobą. I czy wiesz że jest Elfką Światła?
Nie wiedziałem że masz takie upodobania...
- Ha...ha...ha... Bardzo śmieszne wiesz? Chodź mi pomóż z tym... bagażem...
Ozzis wykonał gest który oznaczał odmowę i odsunął się w tył.
- Na mnie nie licz, obiecałem pewnym... paniom że dziś do nich dołącze. Spotkamy się najwyżej koło tego śmietniska.
- Origrin...
- Stary siedziałem na dupie przez dwie godziny żebyś se mógł pogadać z tym Mo... Mądralą czy jak mu tam. Jesteś młody, ja już mam swoje lata.
- Jestem starszy od ciebie o sześć lat!
- Jesteś Elfem, tak to się nie liczy. Pogadamy za sześćset lat kiedy będziesz miał dosyć tak jak ja. Ja idę do karczmy. Narazie! - Origrin odszedł nie odpowiadając na wołania Michaliusa. Podobnie zrobił Ozzis.
- Cholera jasna! - Michalius zarzucił torbę z zakupami na ramię ruszył szukać jakieś przystani.

Karczma

Origrin wszedł do karczmy i przysiadł do baru. Origrin uderza w dzwonek i czeka na przybycie barmana.
Gdy siedział rozglądał się dookoła i zauważył cztery młode elfki, siedzące w jednym ze stołów. Wpatrywały się w Origrina i chichocząc co jakiś czas.
- Co podać?
- Co?...
Barman nie był zbyt wysoki. Miał krótkie rude włosy, duży nos i krzywe usta.
- Co podać? - Zapytał znowu.
- Ah tak całą butelkę Jurmy i jedną butelkę tego co macie tu najmocniejszego.
- Widzę że ktoś odważny zawitał do mojego baru...
- A co?
- Jurma to soczek dla dzieci w porównaniu z naszym Oddechem Smoka, nasz najmocniejszy trunek, każdy ma dość po dwóch kieliszkach.
- Nie pieprz mi tutaj, tylko dawaj mi tu flache!
- Jak chcesz...
Barman idzie na zaplecze i po chwili wraca z Jurmą i czarno czerwoną butelką z eleganckim napisem ,,Oddech Smoka''. Klienci zauważyli że krasnolud zamówił najmocniejszy trunek i przypatrywali się rozwojowi wydarzeń.
- Dwieście srebrnych.
- Trzymaj! - Origrin rzuca sakiewkę na ladę i otwiera butelkę Jurmy.
- Skończę Jurmę i zobaczymy ile wart jest ten Kaszel Smoka!
- Nie byłbym tego taki pewien...
- Pieprzysz! skończę Jurmę i biorę się za smoka.

Najpierw rozrywka...

Kiedy Origrin opróżniał butelkę Jurmy, Ozzis już rozgościł się w Burdelu.
Główna sala wyglądała jak małe koloseum ozdobione czerwonymi szarfami z dominującym różowym kolorem wnętrza.
Burdelem zarządzała pewna elfka na która mówiono Matka. Podobno założyła Burdel na samo życzenie Czarodzieja Xle. Jednego z założycieli miasta.
- Witam pana, nazywam się Bishu, lecz proszę do mnie mówić Matka.
- Dobrze mamo. - Odpowiada Ozzis rozglądając się dookoła.
Matka zamilkła przez krótka chwile po czym odpowiedziała:
- Proszę poczekać, idę po moje dziewczyny.
Gdy Matka odchodziła Ozzis spoglądał na jej atrybuty.
- Za patrzenie też trzeba płacić... - powiedziała Matka zza pleców.
Ozzis usiadł na krześle i czekał aż przyjdzie Matka z Kurtyzanami.
Po kilku minutach Matka schodzi z grupą dziewczyn.
- A więc która dziewczynę pan sobie życzy do towarzystwa?
- A ile można najwięcej?
- Cztery.
- A więc niech się przyjrzę... - Ozzis przemierza wzrokiem kurtyzany ubrane w przeróżne stroje, od żebraka aż po królową.
- Hmmm no to tak... Chcę Królową, Tropicielkę, Siostrę zakonną i tą zabójczynie!
- Ciekawa mieszanka... Mam nadzieję że dziewczyny pana zadowolą.
- Ja też mam taką nadzieję! chodźcie dziewczyny! powale was i pokaże wam gdzie jest południe!
Ozzis i kurtyzany poszli do jednego z prywatnych pokoi a w tym czasie Michalius zwiedzał miasto w poszukiwaniu wolnego lokalu.

Oddech Smoka

- Dobra! jedziemy!
Origrin otwiera butelkę i napełnia kieliszek.
- Za alkohol!
- Za alkohol! - powtarza tłum stojący zza Origrinem kibicując mu i obstawiając zakłady ile wypije.
Origrin wypija pierwszą rundkę i mówi:
- Cholera! ale mocne cholerstwo!
- Mówiłem - odpowiada Barman.
- Cicho! następna rundka!   
Po dwudziestu minutach chlania Origrinowi zostały ostatnie 6 kieliszków. a z tyłu można było słychać okrzyki tłumu.
- Jeszcze nikt tyle nie wypił!
- Powinnien być już martwy!
- To niesamowite!
- Cholera! przegrałem cała forsę jaką miałem!
Nagle jakiś człowiek podchodzi do ledwo siedzącego Origrina i całuje go w czoło i krzyczy:
- Pij ty mój złoty krasnoludzie! dzięki tobie nieźle się dzisiaj obłowię! jeszcze 6 kieliszków!
Origrin zaczął coś bełkotać do człowieka lecz on na to nie zwrócił uwagi odszedł trzymając w ręcę dużą sakiewkę złota.
- Barman!... dawaj mi tu szkło i... zlej do niej resztkę tego jaszczura!
Ktoś zaszeptał Origrinowi że to smok a Origrin odpowiada:
- Jeden i ten sam ork! bez urazy! - zwraca się do Orków stojących obok.
Gdy Barman podał szklankę Origrinowi to odrazu ją podniósł bez zastanowienia się i wypił.
- Tak! kocham cię mój krasnoludzie! słyszysz!? - krzyczy ponownie człowiek.
Origrin po kilku sekundach po wypiciu ostatniej szklanki stracił przytomność i uderzył głową o ladę.
- Przejdziesz do historii tej Karczmy i innych! chłopie! - Człowiek po tych okrzykach zebrał pieniądze które wygrał i wyszedł z knajpy.
Do Origrina podchodzi znowu ta sama dziewczyna co go zaczepiła przed rozpoczęciem picia.
- Miałeś szczęście... lepiej cię stąd zabiorę...
Kobieta chwyta Origrina za ramiona i próbuje go jakoś wytargać z karczmy.

Pierwsza krew.

Michalius wynajął lokal obok śmietniska. Uznał że lepiej jak będzie miał widok na miejsce gdzie zachodzą dziwne porwania. Właścicielką lokalu była rasy ludzkiej, miała na imię Nina.
- Podać panu coś do picia? - Spytała się, trzymając tacę z herbatą.
- Nie dziękuję. - Michalius odchylił zasłonę okna i zerknął na wejście do śmietniska.
Dochodziła godzina czwarta.
- Nie boji się pani tu mieszkać? podobno dużo porwań było w tej okolicy.
- Póki siedzę w domu po zmroku nie może mi się nic stać. Mam rozum w odróżnieniu do mężczyzn, którzy myślą że są kozakami jak będą się szwędać nocą po ulicach.
Po tej wypowiedzi Michalius uznał że właścicielka lokalu wolałaby kiedy jej współlokator okazałby się kobietą.
- A podobno większość ofiar to kobiety...
Właścicielka najwyraźniej poczuła się urażona tą kontrą. Postawiła tacę na stole i udała się do kuchni.
Mieszkanie było duże, drewno było przeciętnej jakości. Dominował kolor pomarańczowy. Na ścianach wisiały obrazy z portretami.
- Kim są ci ludzie na portretach?
- Moja rodzina...
- Aha... - Michalius zwrócił się spowrotem do okna i wypatrywał Ozzis,a Origrina lub Maerdaew.
Nagle z alejki dobiegły krzyki kobiety.
- Bogini, co tam się dzieje?
Michalius bez zastanowienia wychylił się z okna i spojrzał w stronę uliczki. Zobaczył cień na ścianie na którym były dwie sylwetki, kobiety i mężczyzny. Michalius wyskoczył przez okno, chwycił się rynny i sjechał po niej w dół.

Czas Zapłaty

- Ah dziewczyny... byłyście wspaniałe!
- Dziękujemy panie, cieszymy się że mogłyśmy spełnić twoje wymagania. - mówi jedna z Kurtyzan
- Ooooo ja też się ciesze! - Ozzis bardzo zadowolony się ubiera i zmierza w stronę drzwi. Przy drzwiach czekała na niego Matka.
- Może pan teraz zapłacić.
- Oczywiście... ile?
- 4790 sztuk złota
W głowie Ozzisa przyszło tylko jedno słowo, które się kojarzyło z Kurtyzanami.
- A więc?
- Proszę poczekać... - Ozzis sięga ręką do kieszeni i szybko odtrąca Matkę na bok i ucieka w stronę drzwi.
- Siostry! darmozjad ucieka!
Wyglądało na to że kurtyzany miały też umiejętności bojowe... w tym strzelanie z łuku.
Ozzis zaczął uciekać korytarzem i próbując ominąć strzały które w niego lecą.
- Zestrzelcie jego ptaka! - krzyczy jedna z kurtyznan trzymająca w ręku kuszę, z której po chwili wysyła bełt w stronę Ozzisa.
Bełt wbił się w ściąnę parę centymetrów poniżej krocza Ozzisa.
- No wiesz co?! jak już ptaki to nad staw! a mojego zostaw!
Ozzisowi udało się wydostać z burdelu bez żadnych ran, uciekał ulicą w stronę karczmy a po drodze spotyka Michaliusa.
- Cześć! - Wydyszał Ozzis.
- Kłopoty z dziwkami?
- Tak jakby... widzę że ty miałeś mniej szczęścia, jesteś cały w cieczce. - Ozzis zaczyna uciekać głośno śmiejąc się.
- ty... mniejsza... oby cię te dziwki dorwały...
Michalius widzi grupkę uzbrojonych kurtyzan biegnących w jego kierunku.
- Widziałeś biegnącego tędy Mrocznego Elfa? - Pyta się jega z kurtyzan
- Oooo tak... pobiegł w strone karczmy... o tam. -  Wskazał palcem.
- Dzięki! Dorwiemy skurwiela!
- Życzę szczęścia.

Gdy Ozzis dobiegł do Karczmy zobaczył dziewczynę ciągnącą Origrina za ramiona do najbliższej ławki.
- Zabiłaś mi krasnoluda?! - Pyta się Ozzis.
- Sam to zrobił, za dużo alkoholu.
Z dala słychać nadbiegające kurtyzany.
- Cholera muszę się schować! - krzyczy Ozzis.
- Na przeciwko masz skrzynie wejdz do jednej.
- Dobry pomysł.
Ozzis siedział w skrzyni i słyszał głuche odgłosy rozmowy pomiędzy nieznajomą dziewczyną a kurtyzanami. po kilki munitach dziewczyna otwiera skrzynie.
- Droga wolna, powiedziałam im że uciekłeś w strone bram miasta.
- Dzięki!
- Nie ma za co. Widzę że chyba nie macie noclegu... u mnie w domu jest pare wolnych pokoi do wynajęcia, mogę wam jeden odstąpić, Jeśli zaplłacicie.
- Mi to pasuje. Jak cię zwą?
- Nina.

Ozzis i Nina przenosili Origrina do pokoju w którym było tylko jedno okno i dwa łóżka.
Ozzis i Nina położyli Origrina na jednym z łóżek a te tak zaskrzypiała jakby miało zaraz pęknąć.
- No to chyba sobie pośpi dobre pare godzin.
- Chyba tak.
Nagle Ozzisowi się przypomniało o Michaliusie, i że mieli się spotkać przy karczmie.

- No i gdzie te patałachy znowu polazły do cholery!
- Ej! Michalius! dawaj tu! - Ozzis krzyczał z okna z domu na pierwszym piętrze, który był pare metrów dalej od karczmy.
- A więc... macie jeszcze jednego kolegę? - pyta się Nina z drobnym zawiedzeniem w głosie.
- Ta, i widać że nieźle nabroił.
- To znaczy?
Michalius puka do drzwi Niny.
- Idę mu otworzyć. - mówi Nina.
- Lepiej go nie wpuszczaj. - mówi Ozzis
- Czemu? - Nina otwiera drzwi i widzi Michaliusa całego w krwi.
- Mój boże!
Michalius zagląda przez ramię Niny i widzi Origrina leżącego na łóżku i Ozzisa obok cicho śmiejącego się.
- Co... wy... odpierdalacie?!
- No co? ja mam problem z kurtyzanami a Origrin wyżłopał za dużo.
- A tu co robicie?!
- Zaprosiłam ich do siebie bo myślałam że będą mieć problem - Nina przygląda się szacie Michaliusa z której kapie krew na podłoge.
Alę widzę że ty masz o wiele poważniejsze kłopoty...
Z dołu słychać strażników jak krzyczą że w mieście jest morderca i trzeba go schwytać.
- Na litość Akiry! wchodź tu - chwyta Michaliusa za ubranie i pociągnęła go do mieszkania. A tam gdzie była plama krwi położyła wycieraczkę.
W co ja się wpakowałam...
- Ah daj spokój! my porządne chłopaki! - krzyczy Ozzis
- A on to co? - patrzy na Michaliusa Nina.
- A on to psychopata.
- Jeszcze raz taki odzew to ci utnę łeb i nakarmię nim szczury.
Nagle ktoś puka do drzwi.
- Schowajcię się proszę!
Michalius idzię do pokoju z Origrinem szybkim krokiem i po drodze chwycił Ozzisa za ramię i pociągnął go tam ze sobą.
- Hej uważaj na ubranie - mówi Ozzis
- Zamknij się - odpowiada Michalius.
Michalius i Ozzis zamykają cicho drzwi i oczekują.
- Oby się nie zorientowali - Nina sobie pomyślała.
Nina otwiera drzwi i widzi trzech strażników.
- Dzień dobry pani.
- Dzień dobry... w czym mogę pomóc?
- Szukamy tego mężczyzny, jest podejrzany o morderstwo i zmasakrowanie ciała. I o duży dług w Burdelu - strażnik wręcza afisz z podobizną Ozzisa
Nina ogląda afisz i zerka w stronę drzwi gdzie się ukrywają Michalius i Ozzis.
- Nie widziałam go.
- Napewno? bardzo by nam pani pomogła.
- Przepraszam jednak nie.
- Więc dziękuje, i przepraszam za zabranie czasu.
- Nie szkodzi do widzenia.
Strażnik odchodzi i poślizgnął się na wycieraczce, wycieraczka się trochę przesunęła i rozmyła plamę krwi która w tej chwili była bardzo widoczna.
Nina szybko poprawiła wycieraczkę zanim Strażnik zdążył się odwrócić i sprawdzić o co się poślizgnął.
- Przepraszam to moja wycieraczka - Nina się uśmiechnęła i zamknęła drzwi.
- Co teraz? mówi jeden z strażników
- Nie wiem szukamy dalej.
- poczekajcie muszę se zapalić - mówi drugi
- No to ja chyba też sobie zapalę.
Nina poszła do pokoju gdzie się ukrywali Michalius i Ozzis, otwiera drzwi i pokazuje afisz Ozzisowi
- Co tu się dzieję co? - pyta się Nina.
Ozzis spogląda na afisz i po chwili zaczyna krzyczeć:
- Co jest? masz krzywy nos? - śmieje się Michalius
- To nie jest śmieszne! ty będziesz se zabijał a wszystko pójdzie na mnie tak?
- Czemu nie? dobry układ.
- Taaaa... i masz rację mam krzywy nos!
Zapadła cisza.
- Bosko! jestem wspólniczką przestępców... i to jeszcze dwóch.
- Mogło być gorzej. - mówi Ozzis
- Przypominam że w nocy musimy iść na wysypisko.
- Tak wiem pamiętam...
- Wiecie co? wyjdźcie nie chcę z wami już nic nie mieć wspólnego, noi kolega mi brudzi wykładzine krwią.
- Dobra, jasne już wychodzimy.
Ozzis otwiera drzwi i widzi strzech strażników stojących na dole.
Ozzis zamyka drzwi i mówi:
- Mamy plan B? na dole są strażnicy.
Nina podchodzi do okna otwiera je odsówa się i wskazuje ręką i kiwneła głową tak jak by chciała powiedzieć ,,proszę''
- No tak okno! przecież do dziewczyny się wchodzi drwziami a wychodzi oknem! tylko jest taka różnica że tu nie ma wściekłego ojca... - mówi Ozzis.
- A co z Origrinem? - pyta się Michalius
- Czy krasnoludy spadają na cztery łapy?
- Nikt mną nie będzie rzucał - powiedział Origrin który stał w drzwiach oparty ręką ścianę.
- W końcu się zbudziłeś, choć chciałbym zobaczyć latającego krasnoluda.
- A ja następną butelkę Smoka...
- Przepraszam? możecie już iść?
- Ah tak już idziemy.
Gdy wszyscy byli już na dole przystanęli przy ścianie żeby ich nikt nie widział.
Nina na chwilę wychodzi z okna i rzuca białą maskę Ozzisowi.
- Może ci się przydać, w tych okolicznościach...
- Dzięki! - Ozzis przypatruje się masce
Ha! mam fajniejszą maskę od twojej Michalius!
- Zamknij się bo nas usłyszą strażnicy.

Michalius, Origrin i Ozzis przesuwali się w kierunku złomowiska próbując być przez pewien czas niezauważeni.
- Co mnie ominęło? że Michalius jest cały we Krwi?
- Ja to zadłużyłem się w burdelu, a on to nie mógł się powstrzymać i musiał! kogoś zabić.
Michalius nie odpowiedział na te zdanie i wychylił się zza róg domu sprawdzając czy żaden strażnik nie idzie.
- Jakby tak nie patrzeć... to Ozzisa scigają.
- Ta mnie mogą oskarżyć co najwyżej o dług w burdelu, ale to Michalius jest cały we krwi więc wygląda na to, że to on kogoś niedawno zabił.
- To czemu ja mam się chować?
- No to idz przed nami, jak kogoś zobaczysz to nam powiesz - Michalius odpiął swoją pelerynę z kapturem przez co było widać jego długie białe włosy,
- Michalius to nie czas na striptiz... i przy okazji myślałem że jesteś krótko ścięty... - mówi Ozzis
- to raczej różnicy w tej chwili nie robi co?
- Nie
Michalius otwiera jedna ze skrzynek stojących obok i wrzuca tam swoją pelerynę.
- To nie załatwia problemu, nadal jesteś cały we krwi.
- Ale teraz wygodniej.
- dobra idziemy.

Michalius, Ozzis przemykali się ulicami i pomiędzy domostwami by dojść na złomowisko lecz gdy Origrin był na środku ulicy zauważyli go strażnicy.
- Hej ty tam! zatrzymaj się! - krzyczy jeden z strażników.
- Kto ja?
- Tak ty chodź tu!
Origrin podchodzi do strażników a Michalius i Ozzis przeszli na drugą stronę niezauważeni.
- Powiedz nam czy widziałeś... zaraz, to ty!
- Co ja?
Strażnik klepie po ramieniu drugiego strażnika i wskazuje palcem na Origrina.
- To ten krasnolud który wypił całą butelkę Smoczego Oddechu!
Wiesz że już drukują afisze z twoją podobizną?
- Doprawdy?
- Tak! w całym Isteronie i w każdej karczmie będzie wisieć twój afisz.
- Jak miło... - Origrin ogląda się za siebie i sprawdza czy Michalius i Ozzis przeszli.
Ozzis wychodzi z zaułka i pokazuje mu że wszystko jest okej, lecz po chwili Michalius chwycił go za ramię i pociągnął.
- Muszę już iść chłopaki.
- Aha... dobrze. Do widzenia.
Origrin ruszył przed siebie a Michalius i Ozzis byli już na miejscu i czekali.
- Jak myślisz długo tak będziemy tu sterczeć?
- Nie wiem... Origrin ma jeszcze kaca więc mu to troche zajmie.
- Aaaa więc... o co poszło?
- Z czym?
- No wiesz, raczej się nie kąpałeś w krwi od tak sobie.
- Ktoś szukał problemów, więc je znalazł.
- Ale żeby zmasakrować ciało?!
- Odcięta głowa i ucięta ręka to nie aż takie zmasakrowanie...
- Dobraaaa...
Origrin wkońcu doszedł na śmietnisko i ciężko dyszy.
- Jak się czegoś nie napiję to chyba będzie ział ogniem.
- Pieprzysz... idziemy - Mówi Ozzis.

Michalius, Ozzis i Origrin idą wzdłuż śmietniska aż doszli to punktu wyjścia.
- Pięknie i co dalej?
- Wracamy i poszukamy innej drogi
Odwracają się a za nimi stała grupka koboldów, nie atakują lecz jeden z nich pewnie przywódca wysuwa się do przodu i coś harczy pod nosem:
- Wy uratować nasz bóg! To my pomóc, my dużo pomóc! Pomóc zabić gnom, zły, wstrętny gnom!
Ozzis podchodzi do Michalius i szepta mu do ucha.
- Od kiedy koboldy umią mówić?
- Pewnie od 30 sekund - mu odpowiada Michalius.
- To może być podstęp... koboldy od tak sobie nie mówią wspólnym.
- Macie rację... lepiej ich wybijmy co do jednego.
Michalius wyciąga dwa miecze i zaczyna nimi wirować wokół, Ozzis wyciąga krótki miecz i sztylet a Origrin ściąga z swoich pleców swój młot.
- My chcieć, po dobremu! ale wy nie dwać wyboru! atak! - krzyczy kobold
Michalius rozpoczął szarże jako pierwszy a Ozzis i Origrin tuż za nim, koboldy też rozpoczęły szarże i biegli do siebie z dwóch końców śmietniska.
Rozpoczęła się walka Michalius wirował swoimi mieczami na wszystkie strony ucinając głowy koboldom, a niedobitków zabijał mroczna magią.
Ozzis wykonywał precyzyjne ataki w serca koboldów i rzucał nożami.
Origrin wymachiwał młotem odrzucając koboldy na duże odległości lub miażdżąc ich pod swoim młotem.
Krew i martwe ciała były wszędzie sprawiający że niektóre koboldy się ślizgały lub potykały się.
Michalius użył swej magii i podniósł dowodzącego koboldami w powietrze i wytworzył niewidzialną barierę mocy która zgniotła kobolda zostawiając z niego samą skórę i zmiażdżone kości.
Gdy w końcu wszystkie koboldy zostały zabite Michalius oczepuje się z kurzu i chowa mieczę.
- No rzesz cholera, teraz ja też jestem cały we krwi... - mówi Ozzis
- zaraz co to? - mówi Origrin podnosząc mały świecący kamień.
- Pokaż mi to - mówi Michalius poczym Origrin daje kamień.
Kamień zdaje się być z jakiegoś dziwnego tworzywa a na nim jest jakaś runą która lekko połyskuje w świetle księżyca.
- Co to? pyta się Ozzis.
- Jeszcze nie wiem - mówi Michalius poczym dotyka palcem runy.
Kamień się mocno zaświecił a sterta śmieci zaczęła się osuwać tworząc małe przejście.
- Panowie... chyba mamy naszą drogę. - mówi Ozzis
- Wchodzimy!
Michalius wchodzi jako pierwszy do małego przejścia i zanika w ciemnościach a za nim Ozzis i Origrin podążali.

- Kurwa! ale tu ciemno! jak w dupie Skaga! - mówi Origrin
- Wypowiadasz się jako ekspert? - mówi Ozzis
Michalius wytworzył mała świecącą kulkę z dłoni która oświetlała trochę przejście.
- No w końcu jakieś światełko w tunelu.
- No niby...
Szli tak przez jakieś 10 minut a Ozzis i Origrin ciągle kłócili się o to kto zabił więcej koboldów.
- Cicho chyba coś słyszę.
Michalius dochodzi do końca i widzi małe drzwi które otwiera.
Za nimi była spalarnia przy której pracowały koboldy wrzucające śmieci do wielkiego pieca i przy tym wytapiały różne częsci.
W całym pomieszczeniu dominował kolor pomarańczowy i gorąc od wytapianego żelaza.
Gdy Michalius wyszedł z tunelu usłyszał jakąś rozmowę dobiegającą z strony pieca.
- Dobra teraz cicho. chodźcie za mną.
Ozzis i Origrin spojrzeli na siebie wzruszyli ramionami i poszli za Michaliusem.
Michalius zeskoczył z małej kładki i przekradał się pomiędzy piecami.Ozzis został na górze a Origrin podążał za Michaliusem ubezpieczając go.
Gdy Michalius podszedł bliżej słyszał już fragment rozmowy.
- Skoro już mamy artefakty i relikwie możemy za niedługo rozpocząć rytuał.
- Mamy już dwie elfki... z tego jedną egzotyczną, nasz pan będzie zadowolony.
- Kiedy schwytaliście drugą
- Wczoraj rano.
- Dobrze, mam nadzieję że to nie przyniesie nam problemów.
- A co do tych najemników... czy już nie żyją
- Pewnie tak, inaczej już by tu byli, koboldy muszą teraz pewnie sprzątać ich zwłoki.
- Oby
Michalius odrazu wiedział kto tam był, więc dał znak ręką Ozzisowi by szedł dalej górą a Origrinowi przy przyszedł tu jak najszybciej.

Michalius wychodzi zza pieca i krzyczy:
- Calabra! ty kłamliwy sukinsynu!
Michalius zauważył też gnoma stojącego obok Pierona, najwyraźniej to był ten gnom którego spotkali w sklepie.
Gnom zaczął uciekać a Pieron tuż za nim.
- Ozzis nie daj im uciec!
Ozzis pobiegł w stronę drzwi i zeskoczył z górnej półki na Pierona lecz gnom uciekł i zabarykadował drzwi.
- Mów co tu jest grane!
- Nic nei powiem!
- A więc tak? - Ozzis uderza Pierona pięścią w twarz.
- To nic nie zmienia!
Przychodzi Michalius i mówi:
- Lepiej nam powiedz o co tu biega i czemu zależało ci nas zabić?
- Wal się!
- wrzućmy go do tego pieca! - krzyczy Origrin
- Origrin... pożycz mi twój młot na chwilę.
- Po co?
- Poprostu daj.
Origrin przekazuje młot Michaliusowi.
- To jak dalej nie śpieszno ci mówić?
- Odwalcie się! nic am nie powiem w imię mojego pana.
- Pana tak?... - Michalius nadepnął na rękę Pierona tak że ją unieruchomił i spuścił młot na jego dłoń.
- Nadal nic?
Pieron zaczął wyć i rzucać się z bólu.
- To nie wystarczy!
- Aha?
Michalius bierze zamach i uderza młotem w dłoń Pierona z całą siła.
- Oooo... bardzo duża plama krwi do zmycia! twoje koboldy będą miały co robić.
- Dobrze Dobrze ( jęczy ) powiem wszystko!
- A szkoda chciałem zobaczyć co dalej. - powiedział Ozzis.
- a ja dalej podtrzymuję to żeby wrzucić go do pieca.
- Ja i gnom mieliśmy sprowadzić pewne artefakty do wykonania rytuału, tych artefaktów które były w pudelku!
- wiec czemu chcieliście mnie zabić?
- Bo byłeś z pewną elfką światłości... chcieliśmy się upewnić że nie będziesz jej szukał.
- A co z nią?
- Do rytuału są potrzebna jest krew Elficka!
- Maerdaew jest uwięziona tu?!
- Tak! i pewnie zaraz umrze bo my se to rozmawiamy a gnom zajmuje się rytuałem!
- Ozzis! szybko otwórz te drzwi! ja poszukam innego wyjścia!, Origrin... chciałeś się do czegoś wykorzystać piec prawda?
Ozzis podbiegł do drzwi i próbuje je otworzyć lecz bez żadnego skutku.
- Nie da rady! tu potrzeba czegoś większego!
- Czegoś większego tak? - Michalius rozgląda się wokół pomieszczenia i widzi wielki kocioł z przetopionym żelazem.
- Origrin! pieprz piec! mamy tu coś lepszego!
Michalius wskoczył na większą kładkę i zaczął niszczyć łańcuchy które trzymały kocioł w miejscu.
- No siedź tu i czekaj na Michaliusa - mówi Origrin kładąc Pierona na drzwiach.
- Co chcecie zrobić?!
- Mam tylko jedno pytanie - mówi Ozzis.
- Jakie?
- Lubisz gorącą kąpiel?
- Uwaga! - krzyczy Michalius i niszczy przedostatni łańcuch.
Kocioł się przechylił i zaczął lecieć w stronę drzwi, gdy kocioł uderzył w drzwi miażdząc Pierona i wylewając gorący metal po całym pomieszczeniu.
- Wchodzimy!
Michalius wskakuje na kocioł i widzi przed sobą duże pomieszczenie z ołtarzem na końcu i artefaktami ustawionymi dookoła.
Spod ołtarza się wychyla Gnom i krzyczy:
- Nie powstrzymacie mnie! przybyliście za późno!
Za nim były przywiązane dwie elfki a jedną z nich była Maerdaew.
Gnom wyciąga sztylet i zabija elfkę obok Maerdaew.
- Ozzis chodź no tu!
Ozzis podbiega i stoi obok Michaliusa
- Trafisz?
- przekonamy się.
Ozzis wyciąga sztylet i przygotowuje się do rzutu.
- Kurwa szybciej! bo 2000 sztuk złota pójdzie się jebać!
Gnom zbliżał się z nożem do MaerDaew z nożem i bierze zamach, Maerdaew w ostatniej chwili spaliła jeden z więzów kulą ognia i odepchnęła gnoma do tyłu, w tym samym czasie Ozzis rzucił nożem.
Gnom dostał nożem w plecy i upadł na ziemię.
- Wspaniale! - krzyczy Michalius do Ozzisa.
- No a jak!
- teraz uwaga na metal...
Michalius Skaczę i chwyta się jednego z łańcuchów i przeskakuje na drugą stronę.
- Was chyba pogięło jak myślicie ze że będę skakał.
Nagle Origrin zaczął się unosić w powietrzu.
- Co jest do cholery?!
- Siedź cicho i daj mi się skupić - mówi Michalius trzymając wyciągniętą rękę
- eee dobra?
Origrin unosił się pare metrów nad rozgrzanym metalem.
- Michalius ja się tu pocę! wiesz co to znaczy?
- To znaczy że zaraz weźmiesz kąpiel!
Gdy Michalius przenosił Origrina Ozzis przeskoczył na drugą stronę i uwolnił Maerdaew.
- A ty kim jesteś?
- Ozzis, skrytobójca do usług - powiedział i ukłonił się.
Gdy Origrin był już po drugiej stronie Michalius przestał używać mocy i podszedł do Maerdaew:
- A więc znowu się spotykamy.
- Na to wygląda...
- Hej chłopaki! nie wiem jak wy ale ja spociłem się jak dziki świniak! i chcę wkońcu stąd wyjść.
- Masz jakiś pomysł jak stąd wyjść? - pyta się Michalius
- Tam są drzwi można przez nie wyjść i wrócić na powierzchnię tyłem śmietniska.

- A więc mamy już jakiś plan.
- Nom! ale ja sobie wezmę to dla pamiątki - Ozzis wyciąga złote berło z jednego piedestału. A cała konstrukcja zaczeła się trząść.
- Głupi jesteś?! teraz to wszystko wyleci w powietrze?!
- Eee jak to?
- Tak to! jak byłam w niewoli to gnom opowiedział mi co nieco!
Jedna z ścian zniszczyła się i osunęła się na drzwi torując drogę przejścia.
- No świetnie! teraz nie mamy jak wyjść!
- Mamy! tu jest jakaś krata! - Krzyczy Origrin wpatrując się wkratę na podłodze.
- Origrin, rozbij ją! i spadamy stąd - krzyczy Ozzis
Origrin rozbija kratę swoim młotem i odsuwa się od niej.
- Kto pierwszy?!
- Ja! - krzyczy Ozzis skacząc do kraty.
z kraty było słychać jak Ozzis skrzyczy ten kto ostatni na dole ten... dzwięk się urwał.
- Origrin wchodź! Maerdaew ty tez!
Origrin wskakuje do tuneli a za nim Maerdaew. Gdy Michalius zbliżył się do kraty nastąpił wybuch, który go ogłuszył odrzucił na drugi koniec pomieszczenia.
Ozzis zjechał na sam dół i okazało się że jest to wyjście w stronę jeziora które było za śmietniskiem.
- No pięknie znowu skakać?!
Tuż za Ozzisem było słychać nadjeżdżającego Origrina
- Origrin zwolnij! zwolnij!
Origrin z pełną szybkością wjechał w Ozzisa razem wylatując z tunelu i wpadli do jeziora niżej.
- Ah.... przynajmniej zmyje z siebie tą krew.
- gdzie jest ta Maerdaew?
Ozzis patrzy w góre a Maerdaew spadła na niego podtapiając go.
Gdy się wynurzyli Ozzis się spytał
- A gdzie jest Michalius?
- Zaraz będzie, musi być już w drodze.
Tuż u góry Michalius wstaje z podłogi i oczepuje się
- To nie było z byt miłe uczucie, jak ja nie lubię wybuchów.
Gdy Michalius zmierzał w stronę kratki zauważył na ręcę gnoma bliznę w krztałcie kosy, tak jak u tego który próbował go zabić.
- Co jest?
Pomieszczenie ledwo stoi a Michalius dzieli pare metrów od kratki.
- Gdzie on jest?!
- Nie wiem był tuż za mną!
Nagle cała spalarnia wybucha roznosząc kawałki metalu we wszystkie strony.
- Pod wodę! - krzyczy Origrin na widok wielkiego kawału metalu lecącego w ich stronę.
Wszyscy za nurkowali a pod wodą widzieli płytę która opadała na dno.
- Wszyscy cali? - pyta się Maerdaew
- Tak, ale co z Michaliusem? - pyta się Origrin
- Jest martwy! nie zauważyłeś że przed chwilą całe śmietnisko szlak trafiło? - Odpowiada Ozzis.
- Szkoda... fajny z niego był kumpel...
- Wy się do cholery nie zamkniecie co?! - Krzyczy Michalius który stoi w tunelu na górze.
- Michalius!
- Róbcie miejsce nie chcę skakać na ten wielki odłam żelaza!
Gdy się odsunęli Michalius skoczył i wpadł do jeziora z którego po chwili wychodzi.
- Coś ty tam robił tyle czasu?!
Michalius wyciągą cztery artefakty wykonane ze złota zza pasa.
- Jak myślicie? ile za to dostaniemy? - zaśmiał się
- Ty skubańcu! - Origrin wychodzi z wody i ściska Michaliusa
- Dobra bez takich. - mówi Michalius
- Jak mówiłam tam gdzie wy to są same kłopoty...
- Jak chcesz możemy cię zadźgać tak jak ten gnom chciał, może cię to zadowoli? - mówi Michalius
- Niezbyt... - Maerdaew ucichła na chwilę.
- Żartowałem, obłowimy się panowie!
- O ile to sprzedacie, nie wiadomo czy ktoś to kupi - mówi Maerdaew.
Michalius Origrin i Ozzis spojrzeli na siebie i Ozzis mówi:
- O to się nie bój mamy zabezpieczenie. - Michalius i Origrin zaśmiali się
- Nie rozumiem...
- E to nic ważnego - mówi Origrin uśmiechając się.
- Już świta... pora zobaczyć co tam w mieście, może sprawy ucichły.
- Jakie sprawy - pyta się Maerdaew.
- Nic ważnego.
Michalius i reszta szli do miasta a po drodze natykali się na szabrowników i strażników próbójących opanować sytuacje.
gdy dotarli na miejsce zauważyli karawan i strażników tuż przy domu Niny.
- Co tam się dzieje? - Maerdaew się pyta
- cicho...
Michalius widzi jak dwaj strażnicy trzymają Ninę za ręcę i próbóją ją wsadzić do karawany.
- Dajcie mi spokój wy idioci!
- Do karawany z nią!
Gdy wrzucili Nine do karawanu zamknęli drzwi na klucz a Nina wypatrywała przez kraty, wtedy dostrzegla Michaliusa i innych.
- Hej! ratujcie mnie!
- Nie mieszajcie się w te sprawy!- krzyczy jeden z strażników.
- Czy powinniśmy?
- O tak.

Michalius wyciąga swoje dwa ostrza biegnie w stronę straży.
Nina próbowała coś zobaczyć przez kraty lecz tak trząsło powozem że nie mogła ustać na nogach.
Gdy wszystko ucichło drzwi otworzyły się a Nina wysiadła.
- Dziękuję że mi pomogliście.
- Przynajmniej za to że nas ukryłaś. - mówi Ozzis
- Aha - Michalius niezbyt był zainteresowany rozmową kiedy okradał zmarłych strażników.
- No to mamy czym jechać! - krzyczy Michalius
- Widzę że dużo mnie omineło... - mówi Maerdaew.
- No... trochę... - odpowiada Ozzis.
- Siedzę z przodu! - krzyczy Origrin biegnąc do powozu.
- O bogini mój dom jest zrujnowany! - krzyczy Nina spoglądając na wielki odłam żelaza w jej dachu.
- Michalius czy... no wiesz... - mówi Origrin
- Dobra! ostatni raz! - Michalius wstaje i rzuca Ninie jeden z artefaktów które wziął z spalarnii
- To powinno pokryć koszty napraw i coś ekstra.
- Jeju dzięki! nie wiem jak ci dziękować.
- Hej czekajcie też jadę! - Ozzis wskakuje na powóz i siada na dachu.
Maerdaew! jedziesz z nami?!
- No... jeśli mi wybaczycie...
- Nie ma sprawy - Krzyczy Origrin
Ozzis szepta do Michaliusa:
- Ją oddamy do Grodu?
- Jak zahaczymy...
- Wskakuj!
Maerdaew wsiadła do powozu a Michalius ruszył a Nina im machała ręką na pożegnanie.
- Zastanawia mnie parę rzeczy... - mówi Origrin
- Jakie? - odpowiada Michalius
- Na kij był ten rytuał? kto chciał cię zabić i kim jest ten gość od lissu z inicjałami R.U?
- Kto wie? może się nigdy nie dowiemy?
- Hmmm może. Ale mniejsza z tym mamy coś do sprzedania!

Powóz minął już bramę miasta i jechał w stronę wschodu. a przy bramie stała kobieta w bordowej suknii:
- Oj dowiecie się... o to się nie bójcie...

www.piszesz.pun.pl www.secondlife.pun.pl www.newbury.pun.pl www.paranienormalne.pun.pl www.wzorki.pun.pl